„ZAGINIONA – DZIEŃ PO DNIU…”
Czy to będzie przełomowy dzień w moich poszukiwaniach? Mam taka nadzieję, sama sobie odpowiadam i robię nadzieję, jeszcze wczoraj ta nadzieja była większa, dzisiaj coś mi się zaczyna kłębić w głowie i już takiej pewności nie mam.
Nie będę czekała, skoro nasza wycieczka wyrusza do miasta o 8.30 i jak przewodnik powiedział będziemy mijali szpital poproszę o zatrzymanie i postaram się wcześniej być na miejscu. Będę czekała przy drzwiach i punktualnie o 10.00 wejdę. Tak zrobiłam.
Chociaż bardzo chciałam to przyspieszyć na wszelki wypadek weszłam dopiero o ustalonej godzinie…Co jest? Teraz tu leży ktoś inny, nie ma pasażera z którym wczoraj się tutaj umawiałam. Nowy pacjent był Żydem, nie mówił po angielsku, więc biegiem udałam się na dół do informacji.
Pani która tam pracowała powiedziała, że ten pacjent został wypisany jeszcze wczoraj żeby zdążyć na samolot, ponieważ musiał wrócić do Polski. Jego stan zdrowia już na to pozwalał. Zostawił dla Pani, która do niego przyjdzie o godzinie 10.00 kopertę z informacją o którą prosiła.
Bez zbędnych pytań szybko otworzyłam list : „Szanowana Pani, bardzo przepraszam jednak nie mogłem się z Panią dzisiaj spotkać. Musiałem wypełnić zadanie którego się podjąłem. W czasie czytania tego listu już będę na miejscu docelowym, nie w Polsce.
Pani córka wiedziała, że moja choroba w samolocie to fikcja, ponieważ „Jadzia” była częścią tego planu, a właściwie główną aktorką. Po wyjściu z samolotu, weszła ze mną do karetki, a tam już czekała identycznie ubrana i bardzo podobna fizycznie dziewczyna, która wysiadła i machała do nas odjeżdżających w karetce.
„Jadzia” – wiem, że to nie jest prawdziwe imię Pani córki – a więc „Jadzia” po drodze bez słowa wysiadła. Więcej jej nie widziałem. Wczoraj przyszedł jakiś człowiek, który wiedział o Pani pobycie tutaj i poszukiwaniach, również o tym, że Pani mnie tutaj odwiedzi i powiedział, że muszę wykonać zadanie i przekazać takie informacje:
O dzisiejszym spotkaniu oraz o tym, że Pani córka się z Panią skontaktuje, jednak dopiero po Pani powrocie do Polski. Jej już nie ma w Izraelu, jest cała i zdrowa – nic więcej nie może powiedzieć. Nie powinna też Pani więcej jej szukać, bo to jej może bardzo zaszkodzić…”.
I co teraz? Za chwilę wszystko przedstawię Józkowi, zobaczymy co mi poradzi. Potem skontaktuję się z mężem, teraz jeszcze raz muszę wszystko przemyśleć. Józek przyszedł wcześniej, wszystko mu opowiedziałam. Teraz on powiedział czego się dowiedział.
Jego kontakt, potwierdził pobyt Hani tutaj jak również jej wyjazd, na 99% to Jordania. Nie wie czy to kraj docelowy czy tylko kolejny etap. Wszystkie informacje są juz nieaktualne dlatego zostają mu przekazane, uważa tą całą operację za bardzo niebezpieczną, odbywającą się w bardzo zaawansowanych procedurach czyli musi być również bardzo ważna rangą…
Józek chyba nie wszystko mi przekazuje, teraz zmienia zupełnie ton, już nie jest taki pewny siebie i swoich możliwości. Albo się czegoś przestraszył, albo został skutecznie „przekonany” do odpuszczenia tematu.
Tak też zrobił, poradził mi powrót do kraju razem z całą wycieczką. Przeprosił, że już nie może mi pomagać, musi za godzinę wyjechać do pracy. Dostał kolejne zlecenie jako przewodnik. Pożegnał się i szybko wyszedł.
Zaniemówiłam, poczułam się opuszczona, zrozpaczona i oszukana. Przecież Józek obiecał, że pomoże mi odnaleźć Hanię, zaufałam mu. Mógł nie robić mi nadziei, miał ponoć takie mocne kontakty, może to były tylko takie przechwałki, może chciał mi tylko zaimponować?
Teraz to i tak nie ma znaczenia. Nie wiem co dalej robić. Samolot powrotny mam dopiero za dwa dni, co ja tutaj sama zdziałam? Zadzwoniłam zrozpaczona do Kazika, zaniemówił… jego nadzieja tez prysła jak bańka mydlana.
Nie wie co mi doradzić, co dalej robić. Oczywiście nie mogę zostać w Izraelu nielegalnie, bo nawet po co skoro Hani tu nie ma. Może faktycznie skontaktuje się z nami w Polsce, ale przecież nie wiem czy tak będzie, czy tylko w taki sposób chcą się mnie pozbyć…
Mój mąż po namyśle powiedział, że muszę wracać, a potem dalej będziemy już wspólnie wszystko robić, nawet kosztem utraty gospodarstwa. Dopóki jest szansa na odnalezienie, zrobimy wszystko żeby zrealizować ten cel.
Mija ten straszny dzień, spakowani jedziemy dalej w kierunku Galilei, jednak nie mam ochoty na zwiedzanie. Chce jak najszybciej wracać do Polski, muszę wytrzymać jeszcze dwa dni, dwa dni które będą dla mnie jak cała wieczność. Nie wiem jak to wytrzymam.
Zaliczamy kolejny hotel, nawet nie zwracam uwagi jak się nazywa, nie idę na kolacje, chcę się tylko położyć. W pokoju zrobiłam sobie kawę. Położyłam się i nawet jej nie ruszyłam, padłam jak śnięta.
cdn…