„ZAGINIONA – DZIEŃ PO DNIU…”
Wstaliśmy zgodnie z planem, czułam się jak przed najważniejszym egzaminem w życiu, bardzo podekscytowana, zdenerwowana i jednocześnie przybita tym wszystkim. Muszę wierzyć, że sobie poradzę i odnajdę córkę całą i zdrową! Byliśmy na lotnisku jako pierwsi, reszta wycieczki dopiero się schodziła. Większość uśmiechnięta i zadowolona, bo to przecież może być dla nich podróż życia, zobaczą miejsca o których tylko słyszeli lub widzieli w telewizji czy na zdjęciach. Dla katolików to szczególne miejsce – przecież Chrystus tam żył, chodził i nauczał w tych miastach do których się udajemy. Tylko ja z mężem jesteśmy smutni, przytulamy się, nie mogę powstrzymać łez. Oczywiście cieszę się, bo tam mogę wreszcie odnaleźć Hanię, ta myśl pomaga mi i jednocześnie zmusza do kolejnego wysiłku. Fizycznie dam radę, gorzej może być z psychiką.
Niestety, musimy się pożegnać, odprawa paszportowa, potem kolejne bramki kontroli celnej i kilku rosłych ochroniarzy. To ponoć tajne służby, takich gości widzieliśmy wcześniej na Okęciu w Warszawie. Z tego co wiem są wszędzie tam gdzie obywatele Izraela. Podobnie było również w Oświęcimiu, przyjechali ich studenci, przed wycieczką szli ochroniarze z bronią i wszystko sprawdzali. Nie pozwalali przechodzić innym osobą między nimi, byli bardzo nerwowi, ale przede wszystkim czujni i przygotowani na wszystko. Ci młodzi ludzie z wycieczki, szli bardzo spokojnie, było widać jak przeżywają tą wizytę, doskonale wiedzieli gdzie i po co przyjechali, nie było miejsca na uśmiechy i rozmowy. Z zapartym tchem słuchali opowieści swoich przewodników, może Rabinów, takie wizyty uczą ich historii swojego narodu i nigdy nie pozwolą zapomnieć o tragedii Żydów podczas wojny.
Wreszcie wchodzimy na pokład samolotu, Kazik powiedział, że poczeka aż samolot odleci, dopiero wtedy wróci do pokoju i zabierze moje rzeczy do prania. Zwolnimy kwaterę na tydzień, bo akurat przyjeżdża dużo turystów do Gdańska, a Jelitkowo jest bardzo modnym miejscem i bez problemy Pani Wiktoria wynajmie mój pokój. Umówiłyśmy się, że pokój będzie na mnie czekał dokładnie za tydzień kiedy mam wrócić. Gospodyni powiedziała, że będą ubrane dwie kołdry : jedna dla mnie, a druga dla Hani…kochana kobieta, ma w sobie tyle optymizmu który również mi się udziela.
Lot potrwa ok. 3 godzin, wylądujemy w Tel Awiwie, tam nocleg, a następnego dnia Morze Martwe, potem Jerozolima…Raczej niczego nie planuję, przecież dopiero na miejscu Józek powie co ustalił, czy wiemy coś konkretnego, może już znalazł Hanię i będzie z nią czekał na lotnisku…Spokojnie, co ja gadam, sama się nakręcam – oczywiście, chciałabym takiej pięknej historii jednak muszę być realistką, twardo stąpać po ziemi. Wśród turystów z mojej wycieczki oczywiście nikt nie wie w jakim celu lecę, tak musi zostać, czym mniej osób wtajemniczonych tym lepiej – to słowa Józka, nie moje, ale też tak myślę.
Cały lot bardzo szybko zleciał, miałam pranie mózgu, tysiące różnych myśli jedna po drugiej, setki różnych rozwiązań. Tłumaczyłam sobie dlaczego Hania wyjechała bez pożegnania, potem kto mógłby ją porwać i tak na zmianę. Wreszcie samolot przed samym lądowaniem wpadł w jakieś ogromne turbulencje, wszystkie myśli uciekły, na ich miejsce wskoczył już tylko zwykły strach i widmo rozbicia. Trwało to może 10-15 sekund i po wszystkim, pasażerowie najpierw zaczęli krzyczeć, potem nastała błoga cisza…chyba ze strachu, wszyscy się uspokoili. Samolot spokojnie wylądował i naszej polskiej tradycji stało się zadość, tym razem ja również głośno biłam brawo, bo takiego lotu z wyskakującymi maskami tlenowymi jeszcze nigdy wcześniej nie miałam!
Józka wypatrzyłam z daleka, wysoki, przystojny mężczyzna, siwe ale bardzo gęste i mocne włosy, to facet który podoba się wszystkich kobietom. Dodam, powinien podobać się wszystkim wolnym kobietom, a z jego wcześniejszych opowieści to różnie bywało. Józek ma bardzo naturalny, wesoły tryb życia, jest otwarty i bezpośredni, dla kobiet bardzo szarmancki, wśród panów budzi zazdrość o ich panie. Kazikowi też się to udzieliło, jednak widząc moje stonowane i raczej chłodne zachowanie względem Józia, wyluzował. Mój mąż wie, że nie imponują mi mężczyźni którzy opowiadają o swoich sercowych podbojach, a Józek lubił się tym bardzo chwalić, może nie chwalić – opowiadać. Tak jego opowieści można było słuchać godzinami, ma taki naturalny dar i chyba właśnie dlatego został przewodnikiem. Po krótkim przywitaniu, zabrał mnie na bok i powiedział, że jeszcze niczego konkretnego się nie dowiedział. Ucieszył się, że za dwa dni będziemy z całą grupą w Jerozolimie, bo właśnie do tego dnia powinno się wiele wyjaśnić. Na wszelki wypadek poprosił o numer telefonu do naszego przewodnika, którego jak się okazało trochę zna. Będziemy mieli kontakt przez niego, bo ma miejscową komórkę o wiele tańszą, a pewnie trochę tych rozmów będzie. Józek jest bardzo oszczędny, na mój apel żeby dzwonił do mnie powiedział, że moje pieniądze pewnie się jeszcze tutaj przydadzą, jednak dopiero gdy sytuacja będzie tego wymagała, teraz jeszcze nie.
Po około dwóch godzinach byliśmy w hotelu, Józek wrócił swoim autem do Jerozolimy, jak obiecał specjalnie przyjechał żeby mnie przywitać i przekazać ewentualne wiadomości. Musiał wracać żeby jeszcze trochę popytać na temat Hani – obiecał, że ją znajdzie, a jest bardzo honorowy i mocno się w to zaangażował. Na pożegnanie tylko rzucił : „Myślałem, że to będzie proste do ustalenia – tym bardziej mnie wciągnęło – ja to muszę wyjaśnić dla Ciebie i dla Kazika. Wy pomogliście mi odnaleźć mój dom rodzinny na Mazurach, a ja za wszelką cenę odnajdę waszą córkę!” Podziękowałam i się pożegnaliśmy.
W hotelu dostałam pokój dwuosobowy, ale mieszkałam sama na szczęście. Tak jest wygodniej i w mojej „misji” bezpieczniej. Lepiej dmuchać na zimne. Pokój bez szału, ale czysty, z balkonem. Po smacznej kolacji mieliśmy czas wolny, więc wykorzystaliśmy go na wspólny spacer całą grupą po ulicach stolicy Izraela. Na szczęście poszłam razem ze wszystkimi, widać organizm potrzebował takiego luzu i rozmów z innymi osobami o sprawach zupełnie nieistotnych.
cdn…