„ZAGINIONA – DZIEŃ PO DNIU…”
Kolejny dzień, o dziwo śpię jak zabita, budzi mnie dopiero telefon z recepcji. Standardowa pobudka na śniadanie, teraz w małej panice wszystko pakuję i biegiem na śniadanie.
Czuje się strasznie, totalna porażka, niczego nie ustaliłam, a przecież byłam tak blisko. Teraz już nie wiem czy moja córka wie o mojej walce o nią czy nie, czy jest w to w jakiś sposób zamieszana i świadoma konsekwencji takiej sytuacji.
Mam nadzieję, że gdyby wiedziała o narażaniu matki to dałaby znać, próbowałaby się jakoś skontaktować czy chociaż wysłać wiarygodna informację.
Trudno muszę wytrzymać, nie mam innej możliwości powrotu do kraju jak ze wszystkimi, zwłaszcza teraz pod koniec wycieczki nie ma sensu kombinować.
Muszę dać radę, może uda mi się trochę wypocząć, Wrócę do Polski i wszystko zacznie się od nowa.
Robimy przystanek przy jeziorze Galilejskim, tutaj będzie również nocleg. Widzę na schodach Józka…co on tu robi, juz mnie przepraszała, więc nie ma sensu więcej rozmawiać.
Dam mu do zrozumienia, że nie mamy o czy mówić. Rozumiem go, zdaję sobie sprawę z możliwości konsekwencji dla niego gdyby zaczął zbyt mocno zabiegać w temacie Hani.
Zobaczył mnie i bez ceregieli szepnął : „Hania jest w Jordanii, pomogę Ci przekroczyć granicę…oczywiście jeżeli chcesz spróbować ją odnaleźć?” Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, nie wiedziałam już czy mogę mu następny raz zaufać. Przecież znowu może mnie zostawić bez pomocy, ale jak to prawda, jak Hani jest w Państwie obok?
Postanowiłam wysłuchać Józka. Powiedział, że dostał pewna wiadomość od znajomego, który pracuje dla Mosadu, że Hania obecnie przebywa w obozie koło Petry w Jordanii. Niestety nie wie w jakim charakterze, czy jako więzień czy ochotnik.
To jakaś filia bojowników ISIS, bardzo niebezpieczna grupa, organizują zamachy i porwania. Tutaj również próbują wprowadzić siłą swoje prawo, dzięki zastraszaniu, porwaniom i zamachom wywołują ciągłe zamieszanie i poczucie strachu. Józek powiedział, że ma możliwość przerzucenia mnie przez granicę, a potem z powrotem do Izraela.
Oczywiście to będzie kosztowało, jeżeli nie mam pieniędzy on za mnie wyłoży – oddam kiedy będę mogła. To był dawny Józek, już nie bał się jak ostatnio, chyba naprawdę chciał mi pomóc.
Muszę mu zaufać i zrobić co powie. To będzie kosztowało tysiąc dolarów, nie mam tyle przy sobie ale mój mąż przeleje te pieniądze Józkowi na wskazany numer rachunku. Wróciłam do hotelu, spakowałam wszystko i wsiadłam do Józka samochodu.
Po drodze bardzo mnie przepraszał i tłumaczył swoje zachowanie strachem. Szantażowali go zabiciem kogoś bliskiego z rodziny, teraz ta osoba jest już bezpieczna i dlatego może mi pomóc. Powiedział, że odwiezie mnie do miejsca z którego będę musiała przejść kilka kilometrów pieszo w nocy.
Będzie na mnie czekał człowiek który przerzuca ludzi przez granicę kilka razy w tygodniu, więc wie co i jak trzeba zrobić. Józek będzie na mnie czekał w Petrze, jedzie tam z wycieczką jako drugi przewodnik dzięki czemu mi pomoże.
Dojechaliśmy, przemytnik już czekał, nie wyglądał zbyt przyjaźnie, od pierwszego spojrzenia widać było niechęć do ludzi z Europy, a chyba dodatkowo do kobiet.
Trudno, muszę z nim iść. Po trzech godzinach drogi po pustyni, dotarliśmy do obozu gdzie musimy spędzić noc. Już jesteśmy w Jordanii, dalej wyruszymy rano.
Zostało jeszcze kilka godzin marszu do miejsca gdzie ma czekać na mnie Józek. Na szczęście w obozie jest kilka kobiet, właśnie w ich namiocie mogę się przespać.
Niestety żadna z nich nie mówi po angielsku, tylko z przewodnikiem mogłabym porozmawiać, tyle że on nie ma ochoty. Grzecznie kładę się spać pijąc gorącą, mocna herbatę na dobry sen.
cdn…