Dzień 15

„ZAGINIONA – DZIEŃ PO DNIU…”

Zjadłam śniadanie już o 7.30, na wszelki wypadek jakby coś się wydarzyło, czekam na wieści od Kazika. Mam nadzieję, że jeszcze zwolni się jedno miejsce i uda nam się razem polecieć, zawsze to raźniej i łatwiej szczególnie w tak niebezpiecznym kraju jak Izrael. Przecież ciągle słyszymy o zamachach, a teraz zbliżają się Święta Wielkanocne i z tego co wiem zagrożenie zamachami jest jeszcze większe. Właśnie zadzwonił mąż, przekazał smutne informacje, sąsiedzi nie dadzą rady, pomogą ale tylko doraźnie jeżeli Kazik zadzwoni przyjadą zrobią co trzeba bez żadnych pieniędzy, ale zostawić na tak długi okres swojego gospodarstwa nie mogą… Trudno, muszę się przygotować do wyjazdu, szczególnie psychicznie, bo pozytywne nastawienie może mi bardzo tam pomóc. Zadzwoniłam do biura podróży i potwierdziłam rezerwację, teraz muszę załatwić wszystkie formalności i jutro w drogę.

Po rozmowie przez Skypa z Józkiem – tym z Izraela oczywiście -ustaliliśmy, że po przyjeździe on mnie przywita na lotnisku i przekaże co ustalił w sprawie Hani. Jeszcze nie ma czegoś konkretnego, czeka na informacje od znajomego z Mosadu, czyli chyba najskuteczniejszych służb na świecie!

Czasami wydaje mi się, że to tylko sen, za chwile się obudzę i wszystko będzie jak dawniej : ja z mężem na gospodarce, Hani na studiach w Gdańsku. Odwiedzamy ją, spacerujemy brzegiem morza, rozmawiamy i żyjemy jej szczęściem. Właściwie czekaliśmy na informację od córki o zbliżającym się ślubie, potem wnuki, ich wspólne przyjazdy na wieś, zajmowanie się dziećmi, śmiech i szczęście dziadków! A mamy łzy, niepokój o przyszłość, niepewność i strach.

Wyjazd w miejsce o którym całe życie tylko marzyłam, szczególny czas, Wielkanoc ja w miejscu tak ważnym dla chrześcijan i to teraz się spełnia, ale zamiast szczęścia jest rozpacz. Jadę odszukać moje dziecko, zrobię wszystko co będzie konieczne, oddam cały majątek, ale Hania musi wrócić do domu.

Po potwierdzeniu i załatwieniu wszystkich formalności, zadzwoniłam do męża żeby się pożegnać. Powiedział, że wieczorem będzie na miejscu i rano odwiezie mnie na lotnisko, chce mnie jeszcze zobaczyć i mocno przytulić na szczęście. Cieszę się, to będzie tydzień czasu, przyda mi się taki pozytywny kop na drogę i świadomość, że mąż o mnie myśli i ciągle mnie wspiera. Kiedyś, myślałam sobie i z wyrzutem mówiłam do niego : „Kazik, ty ciągle pracujesz, nie masz czasu na nic więcej tylko praca, nie jeździmy Giżycka, do kina, może tylko z raz na miesiąc do kawiarni, tylko praca i praca, a przyjemności gdzie, kiedy, jak będziemy staruszkami?”. Teraz wstydzę się tych słów, przecież Kazik zawsze taki był, nie lubił chodzić na dyskoteki, do restauracji, tylko czasami spotykał się ze znajomymi. Zawsze miał czas tylko dla mnie i dla najbliższej rodziny…to niby dlaczego teraz ma być inny, przecież takiego go chciałam, takiego pokochałam. Wcześniej bałam się, żeby nie trafić na takiego faceta jak ci z opowieści moich koleżanek. Widząc ciągle zapłakane dziewczyny, opowiadające o swoich mężach czy chłopakach, jak piją, wychodzą na całe noce do kumpli, imprezują, nawet je biją – modliłam się o porządnego, dobrego i pracowitego, właśnie takiego Kazika…i co jak już takiego znalazłam to chciałam żeby się zmienił. Przepraszam za takie myśli, to jest mąż idealny, kochający i żyjący tylko dla nas, dla mnie i Hani, ma takie klapki na oczach które mu zasłaniają wszystkie zbytki i dobra, pozwalają widzieć tylko nas. Muszę go namawiać żeby kupił sobie coś nowego, zawsze wszystko ma, niczego nie potrzebuje. Jeżeli coś trzeba Hani po prostu idzie i kupuje, albo daje pieniądze, czy mu się to podoba czy nie. Mnie wręcz zmusza do zakupów, ciągle robi nam jakieś prezenty, zaskakuje pomysłami na modernizacje gospodarki. Po prosty żyje nami i domem! Rzadki przypadek i w dodatku mój! Będzie mi go bardzo brakowało, niby tylko tydzień czasu, a ja już tęsknię.

Wreszcie dojechał do Gdańska, zadzwonił i poprosiła żebym zeszła otworzyć drzwi, bo nie chce budzić pani Wiktorii. Zeszłam na dół, oczywiście gospodyni już stała przy drzwiach i rozmawiała z Kazikiem. Powiedziała, że to wszystko bardzo przeżywa i nie może spać, teraz myśli o tym czy sobie poradzę tam sama, tak daleko. Ponoć w jakiejś telewizji słyszała o kolejnym zamachu w Jerozolimie, na święta do Izraela przyjeżdża dwa-trzy razy więcej turystów niż normalnie, a co za tym idzie jest jeszcze większe niebezpieczeństwo zamachów. Poszliśmy na górę, ale pani Wiktoria jeszcze tradycyjnie przyniosła herbatkę i przypomniała żeby koniecznie się z nią jutro pożegnać, bo będzie miała małą prośbę do mnie, przekaże mi mały medalik i poprosi o poświęcenie tam na Ziemi Świętej : „To będzie medalik dla Hani, ale sama go jej wręczę jak wróci i mnie odwiedzie – obieca mi pani, pani Gosiu? On będzie ją chronił w przyszłości, to Matka Boska Brzemienna z Matemblewa, sanktuarium w Gdańsku…”. Finał był taki, że obie się popłakałyśmy i pożegnałyśmy bez słów…Kazik, już był bardzo zmęczony więc po krótkiej rozmowie położyliśmy się, trzeba było wstać o 5.45 najpóźniej, bo o 7.00 muszę już być na lotnisku.

cdn…