Foto Misja 2017 – Kociewiacy w Czarnobylu !

Byli tam. Twarzą w twarz z niewidzialną śmiercią. W samym środku elektrowni atomowej Czarnobyl na Ukrainie. Byli tam dokładnie po 31 latach od tragedii jądrowej największej w historii świata. Piątka odważnych Kociewiaków. Byli tam, widzieli i szczęśliwie powrócili aby nam opowiedzieć, przypomnieć i ostrzec.

– O Boże, bałem się tam jechać. Wszyscy baliśmy się. To był strach podobny do tego strachu jaki przeżyliśmy 31 lat temu gdy dowiedzieliśmy się o wybuchu elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Gdy z przerażeniem obserwowaliśmy w telewizji jak zabójcza, promieniotwórcza fala zalewa Polskę, zalewa Europę. Fala niewidocznej śmierci. Pamiętam przerażonych nauczycieli, którzy drżącymi rękami podawali dzieciom do wypicia płyn Lugola. Ten płyn miał uratować przed skażeniem. Tego nie można zapomnieć. Dlatego przezwyciężyliśmy strach i pojechaliśmy tam. Do Czarnobyla. Aby nigdy więcej – mówi mieszkaniec Skórcza, Marek Kłos – główny inicjator tej misji.

Marek przymyka oczy. Przez chwilę milczy jakby odtwarzał pod powiekami tamte obrazy. Czarno-białe fotografie tragicznych wspomnień.

– Długo przygotowywaliśmy się do tego wyjazdu. Bardzo długo. Wspierało nas wiele, bardzo wiele osób. Wszystkim serdecznie dziękujemy. I w końcu nadszedł dzień wyjazdu.

Dzień pierwszy

Piątek, 28 kwietnia. Zespół Kociewskiej Foto Misji czyli Aleksandra, Jacek, Wojtek, Piotrek i ja, Marek stawiliśmy się w Skórczu. W ciepłym blasku zachodzącego słońca pięknie i nieco tajemniczo prezentowały się nasze dwa samochody obklejone informacjami o naszych sponsorach i patronach. Nadeszła godzina 19.00. Ruszamy. Żegna nas osobiście, Janusz Kosecki, burmistrz miasta Skórcz. Jedziemy w kierunku Drohuska. Do przejścia granicznego dojeżdżamy o godzinie 4.30. I tu zaskoczenie. Ogromnie długa kolejka samochodów. Na około 10 kilometrów. Większość samochodów to TIRy. No to sobie poczekamy. Przyznaję, że odwykliśmy od czekania na przejściach granicznych. Jadąc na zachód to nawet nie zauważamy tego, że przekraczamy granicę. A tu czekaliśmy na wjazd do Ukrainy aż 6 godzin. Kontrolowano nas bardzo szczegółowa. Sprawdzano z nieufnością wszystkie dokumenty osobiste, zezwolenia na filmowanie i fotografowanie, zezwolenia na sprzęt. W końcu pozwolili nam wjechać do swojego kraju. Kraju w stanie wojny. O dziwo, droga od granicy była szeroka, prosta i jakby nowa. GPS mówił, że 500 km prosto. Zero zakrętów. Tak, to była droga do Kijowa wyremontowana na niedawne Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Jedziemy. Ruch niewielki. Łąki, pola, sosnowe lasy. Nagle dostrzegam na horyzoncie ogromne konstrukcje, kominy. Co to jest? Niesamowite, okazało się, że to elektrownia jądrowa. Zbudowali ja bardzo blisko naszej granicy. Ufff… Zatrzymujemy się na krótki postój w przydrożnej stacji paliw OKKA. Miejscowość Sarny. Miłe zaskoczenie. Rewelacyjna, europejska stacja z dobrym barem. Pyszna kawa i smaczne jedzenie. Nieco weselsi jedziemy dalej. Około godziny 21.00 dojeżdżamy do miejscowości Orane. To około 7 kilometrów od Zony czyli Strefy Zakazanej. Tu zatrzymujemy się. W kwaterze agroturystycznej. Wita nas Siergiej Sawczuk, właściciel kwater i zarazem nasz pilot po Czarnobylu. Miło i bardzo gościnnie. Zmęczeni zasypiamy. Jutro niedziela. Jutro wyjazd w Strefę Zakazaną. W Zonę Niewidocznej Śmierci. Jutro …

Dzień drugi

– Pierwsza noc minęła spokojnie. Zmęczeni zasnęliśmy błyskawicznie. Spaliśmy spokojnie pod niebem rozgwieżdżonym nad Zakazaną Strefą Śmierci – kontynuuje Marek Kłos. – Dzisiaj niedziela. Słoneczny dzień. Nasz ukraiński gospodarz, nasz przewodnik Sergiej Sawczuk serdecznie zaprasza na śniadanko. Oczywiście ukraiński żurek. Bardzo smaczny. Mnóstwo surowej zieleniny. Pomidorki, rzodkiewki. Potem mocna kawa. I ruszamy w teren. W centrum wioski cerkiew i sklep. Wchodzimy do sklepu. Przypomina sklep z dawnych czasów. Kupujemy coś do zjedzenia. Kupujemy pachnący chleb. Sprzedawczyni w kwiecie wieku oblicza należność na dużym, drewnianym liczydle. Szok. Czuję się jak w „żywym muzeum”. Pstrykamy zdjęcia. I jedziemy w kierunku elektrowni jądrowej. To około 7 kilometrów od wioski gdzie nocowaliśmy. Jedziemy i nagle szlaban. Kontrola jak na przejściu granicznym. Sprawdzają dokumenty. Sprawdzają nasz sprzęt. Policjanci z długą bronią. Ufff…sprawdzenie zakończone. Możemy jechać dalej. Zakazana Strefa ale tu jeszcze mieszkają ludzie. Około 120 osób. Spotykamy babcię Hanię. Ma 83 lata. Była ewakuowana po wybuchu ale wróciła. Ucieszyła się na nasz widok. Zaprosiła do siebie. Do swojej chaty. Drewnianej z zapieckiem. Wita nas chlebem i solą. Dosłownie. Po chwili wyciąga szyneczkę i nalewkę. Polewa. Nie wolno odmawiać wychylenia szklaneczki. Niesamowicie mocny bimberek. Babcia Hania częstuje i cały czas opowiada. O tamtych dniach strachu, o ewakuacji i o tym jak tu żyje się teraz. O tym, że raz w tygodniu przyjeżdża tu sklep objazdowy, że ma prąd w chacie, że za chatą uprawia ogródek. Wspaniała, uśmiechnięta i naprawdę szczęśliwa babcia. Jak mało potrzeba do szczęścia, jak mało. Obdarowujemy babcię prezentami i ruszamy dalej. Prosto do Czarnobyla. Jedziemy poprzez las. Zauważamy w lesie cmentarz. Stary cmentarz. Fotografujemy. I już miasto Czarnobyl. Szok. To miasto żyje. Zadbana zieleń, czyste ulice, białe krawężniki. Czynne sklepy i hotel. Nawet budka z pamiątkami. I pomnik Lenina. Także tablica upamiętniająca tragedię wybuchu. Na tej tablicy wymieniono wszystkie miejscowości objęte ewakuacją po wybuchu. Wchodzimy do hotelu. Na kawkę. I znowu bardzo smaczna, mocna i aromatyczna kawa. Zwiedzamy miasto. Górują nad nim złociste kopuły cerkwi. Przed cerkwią niespodzianka. Słyszymy polski język. To wycieczka naszych rodaków. Dowiadujemy się, że przyjeżdża tu wiele wycieczek z Polski. Aby zobaczyć i pamiętać. Czarnobyl przezwyciężył jądrową tragedię. Dzisiaj żyje inaczej. Wśród opuszczonych szkieletów bloków mieszkalnych, wśród rdzewiejącego wesołego miasteczka z diabelskim młynem, wśród opuszczonego przedszkola w którym pozostały stalowe łóżeczka a nawet walające się po podłodze lalki. Dokumentujemy wszystko fotograficznie. Te zdjęcia krzyczą. Porażają. Ostrzegają. Za chwilę wjedziemy do samego centrum jądrowego wybuchu. Do bloku numer 4 reaktora, który eksploatował 31 lat temu. Już widać z daleka ogromny, stalowy sarkofag zbudowany nad tym reaktorem.  Przypomnijmy, że najpierw zabezpieczono reaktor Arką. To była gigantyczną kopuła o szerokości 257 m, wysokości 108 m i długości 150 m. Ważyła 29 tys. ton i miała powierzchnię 86 tys. m kw., czyli mogła pomieścić 12 boisk piłkarskich. To było zabezpieczenie tymczasowe przed promieniowaniem reaktora, bo on nadal zabójczo promieniuje. Tam, pod Arką leży około 200 ton radioaktywnego korium oraz około 16 ton uranu i plutonu.

Przeprowadzone w 1996 roku badania wykazały, że siła promieniowania wewnątrz konstrukcji wynosi 10 000 rentgenów na godzinę a normalne promieniowanie naturalne w miastach wynosi tylko 20–50 mikrorentgenów na godzinę. Przerażające, prawda? – mówi Marek Kłos przeglądając swoje notatki z tej misji. – Dlatego podjęto decyzję, że do roku 2017 zostanie zbudowany nowy sarkofag sfinansowany z pieniędzy pochodzących spoza Ukrainy. Na budowę nowego sarkofagu wyłożyły pieniądze państwa i organizacje a między innymi Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju przeznaczył 190 mln euro, Unia Europejska 110 mln euro, Stany Zjednoczone 85,5 mln euro. Polska także wyłożyła 1,5 mln euro na ten cel. I zdołano zbudować nowy sarkofag w formie stalowej kopuły o trzech ścianach. Wygląda on jak olbrzymi, przekrojony walec. Podczas budowy sarkofagu zużyto ponad 400 000 m³ betonu i 7 300 ton metalowych elementów. Jest to największa i najwyższa na świecie budowla o takim kształcie. Inwestycję z powodzeniem zakończono 29 listopada 2016 roku. Powinna ona wytrzymać i zabezpieczać nas co najmniej 100 lat.

Za chwilę tam wejdziemy…

Dzień trzeci

I weszli. Miasto niczym zaniedbany grób. Szkielety domów. Wraki rdzewiejących samochodów. Martwe place zabaw. Cisza. Żyje tu tylko roślinność. Zieleń obrasta wszystko dokoła. Podobno zagląda tutaj dzika zwierzyna.

– Trudno opisać to co zobaczyliśmy. Bardzo trudno. Dlatego zamiast słów niechaj przemawiają  fotografie i filmy – mówi Marek Kłos. – Wkrótce wydamy foto-album z naszej Misji. Będą do niego dołączone filmy. One powiedzą najwięcej i najdobitniej wykrzyczą „oby nigdy więcej”.

Stanisław Sierko

foto: Misja Czarnobyl

 

Patronat Honorowy

nad Foto Misją objął

Mieczysław Struk, Marszałek Województwa Pomorskiego

 

Patronatem objęli Misję również :

Leszek Burczyk, Starosta Powiatu Starogardzkiego,

Janusz Stankowiak, Prezydent Miasta Starogard Gd., Janusz Kosecki, Burmistrz Miasta Skórcz,

Sławomir Czechowski, Wójt Gminy Skórcz

Pozytywny Portal StudentTrojmiasto.pl