Dzień 14

„ZAGINIONA – DZIEŃ PO DNIU…”

Nowy dzień przyniósł nowe siły do działania. Pani Wiktoria poprosiła mnie o poranny spacer, niby nie ma siły już sama maszerować po plaży. Myślę, że to jest tylko pretekst, żeby mnie wyciągnąć na świeże powietrze i porozmawiać o czymś innym, pozwolić organizmowi odsapnąć i zwolnić trochę miejsca na inne aspekty życia. Oczywiście myśli pozostają przy Hani, ale taka rozmowa o niczym jest bardzo potrzebna. Pani gospodyni opowiedziała mi całą, bardzo ciekawą historię jej rodziny. Zaczynając od swojego ojca i matki, a na wnukach kończąc. No właśnie jej ojciec, z tych opowieści bardzo mi przypomina moją córkę. Łączy ich zauroczenie obcymi kulturami, chęć i gotowość ciągłych podróży, praca połączona z poznawaniem i podróżowaniem, zarabianie na siebie i przemieszczanie się praktycznie po kosztach. Przejazdy autostopem po Europie w przypadku Hani, a w przypadku Pana Antoniego, ojca gospodyni podróżowanie za chlebem i poznawanie Ameryki Południowej. Czasy Pana Antoniego to były lata 30-ste dwudziestego wieku, sam tak daleki wyjazd to był wyczyn i temat rozmów dla całej wsi. Po powrocie wszyscy chcieli usłyszeć co zobaczył, jakich ludzi spotkał, gdzie pracował i jak tam jest. Hania wracając do kraju pokazywała zdjęcia, ale wcześniej opisywała miejsca pobytu na FB, wstawiała zdjęcia z różnych miejsc. Inne czasy, inne formy przekazu, teraz jest łatwiej i prościej, ale czy ciekawiej? Czy ludzie spotykają się jak kiedyś i wysłuchują w skupieniu opowieści z zapartym tchem?

Po tym dwugodzinnym spacerze Pani gospodyni była mniej zmęczona niż ja, brzegiem morza doszłyśmy do Molo w Sopocie i z powrotem czyli ok. 5 kilometrów. Skąd ta kobieta ma tyle siły? Pewnie ja w jej wieku już nie dam rady wyjść po zakupy, a ona jeszcze sama sobie gotuje: „Kochana Gosiu, synowa oczywiście robi obiady i to smaczne, ale czasami jak się jakaś potrawa przyczepi to trzeba samemu upitrasić, nie czekać tylko zrobić, a i reszta domowników się załapie”. Rozmowa i przebywanie z nią to dla mnie jak spotkanie z najlepszym psychologiem czy psychoanalitykiem, bijący optymizm i chęci do życia, do pomagania innym to najlepsza terapia!

Zadzwonił Kazik, powiedział, że jutro będzie wiedział czy znalazł zastępstwo na gospodarce, sąsiedzi z wioski oddalonej o parę kilometrów mają się zastanowić czy chcą i mogą zostawić swoje gospodarstwo i przenieść się na tydzień do nas. Codzienne przyjazdy i doglądanie nie mają sensu, oni mają dwóch dorosłych synów którzy powinni sobie poradzić na swoim, jednak obydwaj dorywczo u kogoś pracują, stąd potrzeba czasu na ustalenia. Powiedziałam mężowi o moich poszukiwaniach wycieczki do Izraela, niestety terminy raczej odległe za 3-4 tygodnie najwcześniej. Prosiłam o informacje gdyby się coś zwolniło, przekazałam naszą gotowość do wyjazdu nawet następnego dnia. Zadzwoniłam też do portalu w którym jest oferta wszystkich biur podróży, oni również będą czuwali i jak tylko coś się zwolni zrobią rezerwację dla nas, mają już nasze dane, skany paszportów i wszystkie niezbędne informacje. Poprosiłam Kazika żeby już, na spokoju się spakował, potem w panice zapomnimy połowy przydatnych w takiej wyprawie rzeczy, ja zrobiłam podobnie. Wszystko czeka w walizce, tylko sygnał i jestem gotowa.

Pod wieczór zadzwoniła Pani Kasia z portalu podróżniczego z informacją, że jest tylko jedno wolne miejsce na tygodniową wycieczkę objazdową po Ziemi Świętej. Niestety tylko jedno, zachorowała jakaś kobieta mająca lecieć z synem i synową. Wylot jest za dwa dni i pewnie nic więcej się już nie zwolni. Jutro rano, tak 9.30 maksymalnie 10.00 musimy się zdecydować czy bierzemy jeżeli nie mają jeszcze jednego chętnego. Po rozmowie z mężem postanowiliśmy, że nie możemy czekać i któreś z nas pojedzie. Jeżeli sąsiedzi potwierdzą zastępstwo na gospodarce pojedzie Kazik, jeżeli nie pojadę ja. Sama i tak bym nie dała rady na roli, prowadzenie nowoczesnego traktora to nie dla mnie, dodatkowo zwierzęta i dużo ciężkiej pracy fizycznej. Lepiej żeby został mąż, ja wolę być tam i szukać, na miejscu i byłby jeszcze większy stres i strach. Postanowione, czekamy na jutrzejszy dzień, jeszcze musimy wstępnie poinformować Józka o naszych planach. Napiszę do niego, niech wstępnie zacznie się przygotowywać, też będzie musiał załatwić sobie kilka wolnych dni. Na ile go znamy, jeżeli obiecał pomoc to zrobi wszystko co w jego mocy, ruszy wszystkich znajomych, wykorzysta wszystkie znajomości. Wcześniej powiedział jeszcze, że jeżeli nasza córka jest w Izraelu to on ja znajdzie. Na takie słowa już sobie wyobrażam nasze spotkanie z Hanią…

cdn…